wtorek, 29 lipca 2014

Historia Nocnej Łowczyni

            ROZDZIAŁ I - Instytut

   Ciemność... Tylko to widziałam. Świat stanął do góry nogami. Niewiedziałam co sie dzieje, gdzie jestem? Umarłam? Cały czas, miałam tylko tą jedną myśl w głowie. Boże, prosze, niech to sie skończy, czuje sie jakbym wirowała i nigdy nie mogła przestać...
   Słyszałam głosy... A może to kolejna sztuczka mojego umysłu? Ale nie, jednak to sie działo naprawde. Miałam na pół przymknięte powieki. Byłam w stanie rozróżnić jedynie poruszające sie cienie.
  - James! Nie pomagasz, plączesz sie tutaj cały czas! - James? Czyżby chodziło o...? Nie, to niemożliwe.
  - mam prawo tu być, Clary. Ja ją przyprowadziłem i ja...
  - przyszedł cichy brat i chce ją zobaczyć.- powiedział jakiś głos stojący w drzwiach.
  - James! - rzuciła ostrzegawczo Clary.
  - dobra wychodze nie denerwuj sie. - Wtedy do pokoju ktoś wszedł. Kiedy zbliżył sie do łóżka, widziałam postać ubraną w szarą sięgającą ziemi szate z kapturem. Jego twarz tak jakby... nie miała oczu, a usta miała zaszyte. Kiedy dotknął mojego czoła nagle coś mnie zabolało. Głowa mi zaczęła pękać. Czułam jakbym zaraz miała rozpaść sie na kawałeczki. - prosze tylko nie to - pomyślałam. I znowu nastała cisza...

            ***

  - Miley, wiem, że potrafisz, spróbuj sie skupić na celu.
  - Jeju, no przecież próbuje.
  - wcale nie. Nie starasz sie.- pokazał mi jak mam trzymać łuk, i podał strzałe.- Pamiętaj skup sie na celu.
    To James. Wspomnienie z naszego wspólnego treningu. Tylko jak...? Jak to sie stało, że to wspomnienie - z przed czterech lat - właśnie teraz mi sie ukazuje? Nie rozumiem tego.
    Napięłam cięciwe - tak jak mi kazał - i wypuściłam strzałe. Trafiła w cel.
  - Tak! Udało mi sie! - rzuciłam mu sie na szyje.
  - widzisz, mówiłem, że ci sie uda.- odpowiedział.- Jestem mistrzem. Jakbym cie nie nauczył, to jaki byłby ze mnie mistrz? - zaśmialiśmy sie.
   Wtedy zobaczyłam na półce obok nas jakiś, błyszczący sztylet. Nie był zwyczajny, miał jakieś dziwne znaki , a w dodatku błyszczał sie na czerwono. Wydawało sie jakby sie palił. Ale zanim zdążyłam do niego podejść otworzyłam oczy...

             ***

   Byłam wyczerpana, w dodatku nie miałam pojęcia gdzie jestem. Rozejżałam sie. To miejsce wyglądało nieco jak szpital. Pełno łóżek jedno obok drugiego i... co? Filary? Zamiast niektórych szyb? Myślałam, że mam halucynacje.
To miejsce przypominało, zwykły duży pokój, ale było w nim coś, przez co wydawało sie, że to kościół.
     Próbowałam sie podnieś, aby usiąść ale piekący ból przeszył moje ciało, przez co, jęknęłam. - Ał! -
Poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
  - Nie. Nie wstawaj. Teraz musisz odpoczywać. - od razu go rozpoznałam. James. Którzby inny.
  - gdzie jestem? - zapytałam.
  - W instytucie. - odparł. - to miejsce gdzie my - nefilim - mieszkamy i sie  szkolimy.
  - nefilim? - było coś dziwnego w moim głosie, zaskoczenie, ciekawość i niepokój.
  - inaczej nocni łowcy - to półanioły, półludzie. Płynie w nas krew aniołów...
  - zaraz, zaraz. Czy ty właśnie powiedziałeś "w nas"? - westchnął.
  - właśnie to próbowałem ci powiedzieć. Jestem nocnym łowcą, te znaki - pokazał mi swoją ręke - to runy. Dają nam różne umiejętności, a także leczą. Ty także nią jesteś. To znaczy nocną łowczynią.
  - chwila, co? - nie mogłam powstrzymać sie od protestów. - nie jestem żadnym nefilim! Ani łowcą!
  - to jedno i to samo. - powiedział z nutą rozbawienia. - oczywiście, że jesteś! Od zawsze byłaś tak jak ja. Inaczej... - zamilczał na chwilę.
  - inaczej co?
  - niezobaczyłabyś tamtych demonów, ani nie podziałałoby na ciebie iratze.
  - jakie znowu... - chwycił moją ręke i pokazał znak.
  - to jest iratze, runa leczenia. Ale i tak całkowicie cie nie uzdrowiła - nie mam pojęcia dlaczego. - Tylko te niewielkie rany.
  - to znaczy, co ze mną jeszcze jest? -zapytałam. - pokazał mi, teraz już małą rane na brzuchu.
  - ał! To musiało być nieprzyjemne - powiedział z rozbawieniem.
  - tak, bardzo zabawne. Czy... czy to ty mnie tu sprowadziłeś? - nastała chwila ciszy.
  - tak... - odpowiedział przyciszonym głosem.
  - to znaczy, że mnie śledziłeś kiedy odeszłam?
  - musiałem! Inaczej zabili by cie! - krzyknął, co lekko mnie zaskoczyło.
  - a od kiedy cie to nagle obchodzi co sie ze mną dzieje? Zostawiłeś mnie i...- nagle wstał i zatkał mi usta ręką.
  - nigdy cie nie zostawiłem. Musiałem na jakiś czas zniknąć, a kiedy wróciłem to ciebie już tam nie było - odetchnął głęboko i mówił dalej. - próbowałem sie z tobą skątaktować, pytałem sie ludzi czy może wiedzą gdzie jesteś ale nikt mi nie powiedział. Więc prosze cie, nie rób mi wyrzutów. - odsunął sie i wyszedł z pokoju. Drzwi sie za nim zamknęły z trzaskiem...
   
             ***

   Kiedy nareszcie wyszłam z tamtego, nieprzyjemnego łóżka, Clary pokazała mi pokój, w którym narazie miałam zostać. Było w nim dość duże łóżko, a obok niego mały stoliczek nocny.
  - w szafie schowałam ci pare moich ubrań. - powiedziała Clary - Myśle, że będą na ciebie pasować. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, po prostu powiedz.
   -dzięki, Clary. - uśmiechnęła sie i zamknęła drzwi.
   Jest ona jedyną osobą, którą tutaj  dobrze znam - oprócz Jamesa - jako kuzynki często sie widywałyśmy, ale nigdy nie przypuszczałam, że jest nocną łowczynią.
   W całkiem dziwny sposób dowiedziałyśmy sie o naszym pokrewieństwie. To było zaraz po tym jak James mnie zostawił. Mój ojciec dowiedział sie, że ma siostre, Jocelyn, matke Clary. Nie wiem nawet w jaki sposób sie o tym dowiedział, ale niezbyt mnie to interesuje. Ważne, że po tym jak zostałam sama, znalazła sie osoba w moim wieku - no dobra rok młodsza - z którą mogłam sie spotkać. Także później poznałam Jace'a. Jako jej chłopak często razem byli u Clary w domu kiedy sie tam pojawiałam. Nie chciałam im przeszkadzać moją obecnością, ale oni zawsze postawili na swoim i musiałam zostać. Do tej pory nie zastanawiałam sie nad tym skąd oni mają te runy, dopiero teraz mnie to zaciekawiło kiedy zostałam wplątana w to całe "łowcowanie".
   Rozejrzałam sie po pokoju, a później wzięłam prysznic. Tak, Jem miał racje okropnie wyglądała ta rana na moim brzuchu, pomimo tego, że już prawie sie zagoiła. Po umyciu sie i przebraniu w obcisłe jeansy, krótką czarną bluzke i skórzaną lekką kurtke, spojrzałam w lustro stojące obok. Moje jasnobrązowe włosy z gdzieniegdzie blond pasemkami - naturalnymi - były rozrzucone na ramionach. Oczy teraz miałam nieco zmęczone przez co ich błękit lekko wyblakł. Byłam szczupłą nastolatką dzięki czemu moja chuda twarz z lekko widocznymi kośćmi policzkowymi, wydawała sie nie aż tak straszna. Jeszcze raz rzuciłam okiem na moje odbicie i udałam sie na poszukiwanie Jamesa.
Nie miałam pojęcia która może być godzina, bo oczywiście zgubiłam komórkę. Jedyny dostęp do cywilizacji. Trudno.
    Po wyjściu na długi korytarz zauważyłam obraz. Stanęłam przed nim i obejrzałam. Był to anioł wynurzający się z jeziora, który trzymał w rękach miecz i kielich.
  - Anioł Raziel - usłyszałam męski głos za sobą. - stwórca nocnych łowców. - odwróciłam sie i zobaczyłam Jace'a.
  - zaskakujące powitanie Jace.
  - też sie ciesze, że cie widze Miley. - uśmiechnął sie. - szukasz Jema, Prawda?
  - można tak powiedzieć...
  - choć, zaprowadze cie. - wziął mnie za ręke i poprowadził do sali, w której było mnóstwo różnych instrumentów.
  - on lubi tu przychodzić. - powiedział Jace. - to miejsce jakoś go uspokaja. Nie mam pojęcia w jaki sposób skoro on nigdy na niczym nie zagrał, ale to już jego sprawa. - rozejżał sie, i wskazał na czrny cień za fortepianem. - jest tam. Zostawiam cie. - po czym wyszedł i zamknął drzwi.
   Przeszłam przez pokój, a kiedy byłam koło Jamesa on przemówił.
  - widze, że już wyzdrowiałaś. Ciesze sie. - odwrócił sie w moją stronę i spojrzał prosto w oczy.
  - chciałam cie przeprosić. - zrobił nieco zdziwioną minę.
  - mnie? Za co? - podeszłam nieco bliżej, żeby móc dokładnie go widzieć. W pokoju było ciemno, ale i tak bardzo dobrze było widać jego lśniące włosy i piękne srebrne oczy.
  - za to, co wtedy powiedziałam. Nie wiedziałam, że... - podszedł i przytulił mnie mocno.
  - nie jestem zły. Rozumiem cie. Zareagowałbym tak samo. Zniknąłem bez żadnego słowa więc nie masz za co przepraszać to ja powinienem. - odsunął sie ode mnie i spytał. - tak po za tym, to z kąd znasz Jace'a? - byłam zaskoczona tym pytaniem.
  - Jace'a? - kiwnął głową - to chłopak mojej kuzynki więc często go widywałam, razem z nią. - James uśmiechnął sie i kiedy zamierzał coś powiedzieć drzwi sie nagle otworzyły.
  - James! Musisz natychmiast zejść na dół przed instytut. - powiedziała dziewczyna.
  - Izabell? - spytał. - co sie stało?
  - Alec, wdał sie w bójke z wilkołakami. Musimy po niego iść. Jestem tylko ja i Jace, reszta gdzieś poszła. Pośpiesz sie.
  - dobrze. Zaraz będe. - Izabell zmierzyła mnie wzrokiem po czym wyszła.
  - chyba za mną nie przepada.- powiedziałam.
  - jesteś kolejną dziewczyną w instytucie, zobaczysz polubi cie. - westchnęłam i spojrzałam na niego.
  - wiem o czym myślisz, James i nie zamierzam tutaj zostawać.
  - nawet nie zamierzałem cie o to prosić i tak byś nie została.
  - więc, dlaczego nie idziemy?
  - musimy cie uzbroić - kiwnęłam przytakująco głową - tak więc... - wyciągnął coś z kieszeni. Coś przypominającego błyszczący patyk.
  - co to jest? - spytałam.
  - to stela, do rysowania run. Oprócz broni potrzebujesz także ochrony. Podaj mi ręke. - posłusznie podałam dłoń, a on podwinął rękaw mojej kurtki i zaczął rysować. Poczułam lekkie, przyjemne mrowienie i zauważyłam czarny znak przypominający... no właśnie dobre pytanie nawet nie potrafiłam opisać wyglądu tego czegoś.
Kiedy skończył on już rysować "to coś" schował stele i wyjął z za pasa nóż i mi podał. - weź go. To serafickie ostrze, kiedy będziesz chciała go użyć nadaj mu imię - na przykład Arames - wtedy on rozbłyśnie światłem i będziesz mogła go użyć. - wzięłam od niego ostrze i schowałam. - w takim razie możemy iść. - odpowiedziałam, a on chwycił mnie za ręke i zaprowadził na dół...
 

 
 
 

Historia Nocnej Łowczyni

                        PROLOG

   Było po północy kiedy wracałam do domu. Zwykle nie chodze na imprezy do późnej nocy, ogółem wogle na nie niechodze. Tym razem było inaczej.       Poszłam do jakiegoś baru aby troche ochłonąć po kłótni z matką.
     Padał deszcz i było zimno. Momentalnie moje jasnobrązowe włosy były mokre, a czarna bluzka i jeansy przesiąknięte wodą. Jedyne co mnie chroniło przed zimnem to ciemna skórzana kórtka.
     Szłam powoli abym mogła pomyśleć. Przechodząc obok ciemnej uliczki ktoś mnie chwycił i pociągnął. Czułam ciepło bijące z jego ciała. Tak to napewno był chłopak bo raczej dziewczyny nie mają tak silnych i muskularnych rąk bądź ramion. Otoczył mnie swoją ręką. Chciałam krzyczeć ale on zakrył mi usta drugą. Szarpałam sie, a on wtedy nachylił sie i powiedział mi do ucha bardzo znajomym głosem.
  - Spokojnie nic ci nie zrobie, jeśli sie uspokoisz to cie puszcze.- posłusznie przestałam sie rzucać, a on rozluźnił uścisk i odwrócił mnie twarzą ku sobie. Wtedy go rozpoznałam.
     Miał srebrno - białe włosy i oczy w kolorze szarym, błyszczące w świetle księżyca jak diamenty. Ubrany w coś co przypominało strój bojowy z kapturem na głowie. Kiedy mnie obrócił ściągnął kaptur i powiedział. - Witaj Miley.- to był James. Znałam go wcześniej w szkole jako przystojnego chłopca, za którym dziewczyny sie oglądały. Teraz był jeszcze bardziej niesamowity.
  - James. James to naprawde ty.
  - Tak to ja, we własnej osobie. - odparł. Po czym odepchnęłam go.
  - Ty gnojku! - wykrzyknęłam.
  - Miley prosze, daj mi wyjaśnić.
  - Gdzie byłeś przez ten cały czas! - Krzyknęłam - No gdzie!
  - Musisz ze mną iść, wtedy ci wszystko wyjaśnie.
  - nigdzie z tobą nie pójde! - już chciałam od niego odejść kiedy złapał mnie za ręke.
  - Miley, rozumiem, że sie złościsz bo cie zostawiłem ale obiecuje ci jeśli ze mną pójdziesz i chociaż dasz mi szanse to wszystko wyjaśnić, to potem zostawie cie w spokoju.
  - z kąd moge mieć pewność, że tym razem znowu mnie niewrabiasz! Tyle czasu zastanawiałam sie gdzie jesteś i co sie z tobą stało, a teraz pojawiasz sie z nienadzka i prosisz żebym cie wysłuchała?! - puścił mnie.
  - Szukałem cie przez długi czas, chciałem wszystko naprawić ale ty zniknęłaś. - westchnął. - próbowałem ale...
  - ale co? Wystarczyło powiedzieć, że masz mnie dosyć...
  - Nigdy bym tak nie powiedział.
  - zresztą to i tak teraz nie ma znaczenia, nie mam zamiaru cie więcej słuchać ani oglądać! - to powiedziawszy pobiegłam, aby nie mógł mnie dogonić. Przez tak długi czas sie nie odzywał i nagle sie pojawia. Miałam już tego wszystkiego dosyć.
    Poszłam do klubu Pandemonium i postanowiłam sie zabawić. Wypiłam może z dwa drinki, a potem wyszłam, bo niemogłam dłużej wytrzymać w tej gorączce. Nie zauważyłam nawet kiedy ominęłam ulice, w którą miałam skręcić. Chciałam zawrócić kiedy zobaczyłam dwóch chłopaków ubranych na czarno - brunet i blondyn. - Kiedy chciałam ich ominąć jeden z nich chwycił mnie za nadgarstek. - Ał, póść mnie. - w tedy on popchnął mnie na ściane.
  - taka ładna dziewczyna nie powinna chodzić sama nocą po ulicy, - powiedział blondyn - a w szczególności kiedy nie jest trzeźwa. - zaśmiał sie i  chwycił mnie za gardło.
  - czego chcecie. - z trudem wymówiłam słowa. - uśmiechnął sie lekko. - nie słyszałaś nigdy o demonach, nefilim? Och, a może nie wiesz kim jesteś. Biedna dziewczyna tym lepiej dla nas.
  - Może to Podziemna.- powiedział ten drugi.
  - Niesądze. - powiedziawszy to jasnowłosy uderzył mnie pięścią w brzuch. Upadłam na kolana i zobaczyłam, że mam na bluzce ślady krwi.
     Pomiędzy palcami chłopak trzymał cienkie ale szerokie ostrze, które zrobiło mi głęboką rane.
  - Och, biedactwo. Nie masz broni żeby walczyć. Cóż będzie mi łatwiej sie z tobą rozprawić. - podniósł mnie, po czym uderzył w twarz, a ten drugi kopnął mnie z całej siły. Poczułam smak krwi w ustach i myślałam, że to już koniec...
  - hej wy, ładnie to tak bić bezbronne kobiety! - wybawca pojawił sie z nikąd i powiedziawszy to żucił sie w ich kierunku. Jednego zabił od razu. Wbijając mu sztylet w serce ten rozpłynął sie w powietrzu. Blondyn trzymający mnie żucił mną o ściane i zaatakował chłopaka. Walczyli przez krótką chwile po czym demon zniknął.     Leżałam na ziemi z zamkniętymi oczami i słyszałam tylko jak ktoś wołał moje imię. I wtedy, nastała ciemność...